Chyba nie ma na całym świecie osoby, której w jakimś stopniu nie interesowałaby przyszłość ludzkości. Co nas czeka za sto lat? Albo za tysiąc? Ile przetrwamy jako cywilizacja lub jako gatunek? Z tymi pytaniami postanowił zmierzyć się Kurt Vonnegut, autor między innymi ,,Śniadania mistrzów", w powieści ,,Galapagos".
Już na samym początku można zauważyć nietypowy sposób narracji. Leon Trout, duch, który śledzi milion lat ewolucji Homo sapiens w nowy gatunek, snuje swoją opowieść nie zachowując chronologii wydarzeń. Narracja skacze po wydarzeniach, Trout uwielbia wybiegać w przód, wtrącać anegdoty lub sięgać do retrospekcji. Takim nietypowym (ale bardzo ciekawym!) zabiegiem Vonnegut podkreśla brak znaczenia upływu czasu dla kogoś, kto od miliona lat nie żyje. Innymi słowy w pozornym szaleństwie stylu narracji jak najbardziej jest metoda.
Droga do narodzin nowego gatunku rozpoczyna się w 1986 roku, kiedy świat pogrąża się w kryzysie. W Ameryce Południowej lada chwila zacznie się wojna, zaś na targach książki we Frankfurcie wybucha epidemia choroby, która czyni wszystkie nią dotknięte kobiety niepłodnymi. Mała grupa ludzi płynąca okrętem ,,Bahia de Darwin" nawet nie spodziewa się, że utknięcie na mieliźnie przy jednej z wysp archipelagu Galapagos uczyni z nich protoplastów nowego gatunku. Z dala od zabójczej choroby kobiety w grupie wciąż mogą zostać matkami i wkrótce na wyspie Santa Rosalia wykształca się mała społeczność. Jednocześnie odizolowane od reszty miejsce i nowy tryb życia powodują, że ludzie z czasem tracą inteligencję i zdolność wytwarzania narzędzi. Stają się za to świetnymi pływakami.
Mimo niewielkiej objętości powieść Vonneguta aż pęka od ciekawych pomysłów i materiału do refleksji. Przykładowo duch Leona Trouta nie rozpacza z powodu utraty inteligencji przez potomków ludzi. Uważa, że wielkie, inteligentne mózgi ludzkości były powodem wszystkich nieszczęść, jakie ją dotykały. Płetwy, które zastąpiły ręce to według Trouta prawdziwe błogosławieństwo - nie są zdolne do trzymania jakiejkolwiek broni.
Vonnegut przedstawia te i inne zagadnienia w niezwykle interesujący sposób jednocześnie nie stroniąc od sarkazmu i czarnego humoru. Świat w roku 1986 i milion lat później są jak noc i dzień. Trout i autor powieści z większą sympatią opisują prostych pływaków niż rzekomo genialnych władców Ziemi. Chyba najlepszym podsumowaniem dzieła Kurta Vonneguta może być taki apel: wykorzystujmy nasze wielkie mózgi do pisania tak inteligentnych powieści, a nie na szukanie nowych sposobów, by skrzywdzić drugiego człowieka..